Wednesday, July 1, 2009

czeska praga. with low res foty z aj fona .













...z klasycznym dla naszego bloga opóźnieniem. Dwa weekendy temu, czyli 19 czerwca mieliliśmy grać w czeskiej Pradze. Piszę "mieliśmy", bo dzień przed występem Janka dopadła ciężka grypa i w efekcie pojechałem sam. Tutaj krótka refleksja - zdecydowanie lepiej być duetem didżejskim niż tzw. solistą, gdyż zamiast wakacji z kumplem masz trochę wyjazd do pracy. No może odrobinę przesadzam. W każdym razie na osłodę miałem czeskiego Warsa w pociągu, czyli prażony syr i pilznera, więc 9 godzin zleciało całkiem w tempie.

Do Pragi zaprosił nas Tvyks, czyli didżej który grał u nas dokładnie rok temu (chociaż nie, tak dokładnie dokładnie to rok i dwa miesiące temu). Ondrej, bo tak ma na imię, robi w Czechach balangi od wielu lat, jednak ostatnio przeniósł się na stałe na Berlina. Powody miał raczej pragmatyczne - Praga jest piękna, tylko nieco ospała i nie ma tam dużej sceny. W "naszej niszy" (cokolwiek miałoby to znaczyć) jego Plastique to jedyna większa impreza. Cykl gości klub Radost FX, który opisałbym jako dosyć klasyczną miejscówkę o wysokim standardzie. Na górze wegetariańska knajpa, na dole bar, kilka mniejszych sal i parkiet. Gdy zaczynałem grać koło 1 bawiło się około 300 osób. Nastawienie sympatyczne, nie było może tak, że wchodziło wszystko, ale ogólnie set typu afro-techno-electro meets tha bootay został przyjęty pozytywnie. Po mnie grał Tvyks, który od czasu ghettoblastera stanowi dla mnie zagadkę - jak gość w kolorowych rajtuzach może grac tak dobre, mocne i wysublimowane sety, pozostanie dla mnie zagadką. W przeciwieństwie do wielu wylansowanych producentów to jest serio rasowy dyskdżok. Koło 6 wszyscy powoli zawinęli się do domu. Ja miałem hotel wykupiony do niedzieli, wiec następnego dnia pozipowałem trochę w pokoju, a później zjadłem knedliki i samotnie powłóczyłem się po wzgórzach. Powrót nie był już taki przyjemny - odłączyli mi Warsa tuż po przekroczeniu polskiej granicy, akurat gdy nieco wygłodniały począłem się ku niemu skradać. Do tego moimi sąsiadem był dziadek wraz z nigdy niezamykającą się wnuczką, która w pewnym momencie zaloopowała piosnkę o ciuchci na jakieś 35 minut. Bogu dzięki za Ipoda.

p.s.

Jeśli chcecie zobaczyć nasze bio po czesku, to jest w linku.

3 comments:

kosakot said...

http://www.kosakot.cyberware.pl/czeskiebio.jpg

koliega bigiego said...

"który który" - czytaj zanim wyslesz jelopie :P

Pavelo said...

powaliło mnie zdanie "zaloopowała piosnke o ciuchci na jakieś 35 minut"
;-)