Friday, December 21, 2007

KRK 14.12.07























































































































Przerywamy sen zimowy. Janek wrócił z Angli na święta, ja mam trochę mniej pracy i więcej chęci. W każdym razie od tej chwili blog znowu ożywa (słowo harcerza), podobnie jak Sorry, Ghettoblaster, które na dwa miesiące delikatnie przysnęło, przynajmniej na ziemi Warszawskiej. Bo Krakowską odwiedziliśmy w zeszłym tygodniu...

Do ex-stolicy sprowadził nas duet organizatorów znany jako Kreator Ustawien. Wycieczka odbywała się w składzie poszerzonym o Stanisława z Bobrowca, czyli słynnego bloggera i bon vivanta. Na miejsce dotarliśmy pociągiem, czego plusem była cena oraz komfort podróży, a minusem kompania żołnierzy koczujących na korytarzu, żywo kwestionujących naszą orientację seksualną (powodem były nasze głowy z włosiem nieco dłuższym niż klasyczny fryz na rekruta). W każdym razie gdy spojrzało się im prosto w oczy milkli i spuszczali wzrok. Może kac po Iraku?

W Krakowie byliśmy o 21, czyli z dworca prosto na imprezę. Jak się okazało, pomimo wcześniejszych obaw Janka, Qushi jest całkiem przyjemnym klubem. Zgodnie z miejscową tradycją mieści się oczywiście w piwnicy. Do środka wchodzi na oko jakieś 250 osób, wystrój raczej minimalistyczny, dancefloor w oddzielnej sali, soundsystem i didżejka całkiem spoko. Największym plusem tego miejsca jest jego menadżer, Mercedresu (prywatnie całkiem znany raggowy nawijacz). Bardzo kontaktowy koleżka, który próbuje w KRK rozkręcić coś więcej niż tylko lokal gastronomiczny z muzyką, a jak wynika to z jego opowieści, nie jest to za łatwe.

Wracjąc do wątku głównego, czyli występów artystyczno-melanżowych. Krakowska specyfika imprezowa jest nieco inna niż Warszawska. O ile Ghettoblaster w wawie przebiega, powiedzmy, jak parabola, to tutaj mieliśmy do czynienia z sinsusoidą. Wynika to z tego, że można bez problemu migrować między klubami gdyż a) są one obok siebie b) w zasadzie wszędzie wstęp jest bezpłatny. Podejrzewam, że dla organizatorów imprez to musi być niezły koszmar. Ja grałem pierwszy, jakoś po 22. O dziwo już po kilku minutach kilka osób zaczęło tańczyć. Jednak po chwili wszyscy wracali do baru, potem z powrotem na parkiet i tak w kółko... W ciągu godziny wszystko rozkręciło się i ustabilizowało, również dlatego, że raczej nieprzebierając w środkach cisnąłem electro-hip-hopowe remixy spod znaku A-Trak plus ziomki plus blogi i okolice. Gdy zmieniał mnie Janek szybko przekonał się o tym, co spotkało mnie wcześniej. Zagrał parę numerów typu oldschooli typu chicago house, czyli bardziej wymagająco, no i od razu połowa osób poszła odpocząć. Średnio komfortowa sytuacja dla didżeja. Szczęśliwie czas płynął wraz z alko w barze, Janek począł dosadniej cisnąć i wszystko zamieniło się w regularną balangę. Ja w tym czasie spożywałem wódkę wraz z nowo poznanymi kolegami oraz w.w. Stanisławem. O ile Stanisław po fakcie rozkręcił siebie i imprezę (m.in. za pomocą gołej klaty i tańca na głośnikach), to mnie z czasem złapała najgorsza czkawka w życiu. Mój problem postanowił rozwiązać barman, namawiając mnie na „niezawodny sposób”, czyli krupnik. Z jego relacji wiem, że spożyłem cztery porcje tego trunku, a że wcześniej byłem już lekko teges, to już potem byłem trochę nieteges. Także od tego momentu moja pamięć delikatnie szwankuje, w każdym razie trafiłem znowu za didżejke po Janku i zagrałem, co samo w sobie traktuję jako sukces. Do domu trafiliśmy około godziny 5 rano i daliśmy radę skonsumować jeszcze jajka na maśle. Tutaj wielkie podziękowania dla naszych gospodarzy, którzy nie tylko nas przenocowali, ale następnego dnia ugościli fantastycznym śniadaniem, po którym Staś, ubogi brytyjski student, zaczął zadawać nieco krepujące pytania w rodzaju „czy zawsze jadacie takie śniadania w Krakowie?”.

Do pociągu powrotnego wskoczyliśmy pół minuty przed odjazdem, po biegu przez środek Galerii. Na dowidzenia przygrywał nam ksiądz z gitarą i grupą zakonnic. Chociaż tak w zasadzie to nie nam, tylko zakonnicy która wyjeżdżała pewnie gdzieś na weekend (lub na dłużej do Etiopii). Tak czy siak - było ekstra.

p.s.

Jeszcze raz dziękujemy organizatorom za super miłe przyjęcie. I przepraszamy za ubogą tematykę zdjęć, które przedstawiają głównie bawiącego sie Stasia. Ponieważ i on miał aparat, na pewno za jakiś czas pojawią się jakieś ciekawsze foty na jego uber-hot blogu http://bobrowiec.ownlog.com.

Friday, November 9, 2007

Vienna.












Gralem ostatnio w Wiedniu. Nie mam jednak zadnego zdjecia z samej imprezy jako ze bylem zajety graniem a po graniu udalem sie odrazu do hotelu. Jestem przeciwienstwem Kosakot'a ktory za kazdym razem gdy konczymy grac Sorry, Ghettoblaster (zazwyczaj o 5 rano) wyrywa sie zeby jeszcze jechac na zupke chinska na stadion XX lecia albo chociaz do Przekaski Zakaski na Krakowskim. Ja jestem "kapciem" i domatorem wiec po imprezie najchetniej wracam do lozka. Tak tez bylo w tym wypadku. A wiec nie ma zdjec z imprezy (ponad 300 gosci z tego co pamietam?), sa tylko zdjecia z dnia nastepnego ktory spedzilem z organizatorem calego zamieszkania - Mattem Modnym chodzac po centrum i czekajac na moj lot powrotny. Juz na lotnisku okazalo sie ze samolot do Londynu jako jedyny jest opozniony. Spedzilem wiec kilka dodatkowych upojnych godzin chodzac bez wyraznego celu po strefie bezclowej, ogladajac w kolko te same stoiska z czekoladkami, sklepy Hugo Boss'a i inne, krecac film kamera wbudowana w MacBook'a i prowadzac videorozmowe ze Stasiem Bobrowcem oraz Wladkiem. Jeden wlasnie wychodzil na koncert Uffie a drugi wlasnie lezal.

Monday, November 5, 2007

Hint Mag + Sekta

Jest taki magazyn modowy, nazywa sie HintMag i jakis czas temu wyslali mi email pt. "HintMag loves Sekta" czy jakos tak. Generalnie chodzilo o to ze chcieli moj kawalek podlozyc pod swoj slideshow modowy. Wyslalem im mp3, potem zapomnialem. Teraz kolezanka K. daje mi znac ze wlasnie odwiedzila HintMag i znalazla taki link: http://www.hintmag.com/deckbrained/deckbrained.php
Ja to sie wogole nie znam, nie mam czsu nawet zeby sprawdzic. Mozliwe ze gdzies na ich stronie jest albo jeszcze sie pojawi ten pokaz mody z moja muzyka w tle. Zapraszam jak macie czas.

Tuesday, October 30, 2007

fifty sjent



Jeśli Tede jest polskim Jayem-Z, to to jest ruski 50. Ale tak serio, to dosyc egzotyczna ta Rosja.

Wednesday, October 24, 2007

Boy 8-Bit @ Sorry, Ghettoblaster. Photos.


















Pijane zdjecia, sorry. Byla piekna impreza. Dave zachwycony PKiN'em.

Saturday, October 13, 2007

Orajt.

Jak zapewne zauważyliście po majspejsowych plakatach, Sorry, Ghettoblaster, nie zniknęło, a wręcz odwrotnie. Więc, ten tego, jak to się stało i co dalej? Otóż stało się tak, że zostałem w Polsce, a jeśli chcecie zobaczyć jaką miałem z tej okazji minę to zapraszam tutaj http://www.youtube.com/watch?v=plDhmKxcaZA. W każdym razie wszystko zakończyło się dla mnie o tyle nieźle, że cała przygoda w która się wpakowałem okazała się nieco inna niż być miała, co wiem od ziomków w podróży. Na ten temat jednak z przyczyn prawnych nie mogę się oficjalnie wypowiadać (ale nieoficjalnie tak;).

W każdym razie. Było grubo, będzie grubiej. Sorry, Ghettoblaster trwać będzie nadal, ponadto z waszej ulubionej imprezy zamienia się właśnie w waszą ulubioną międzynarodową imprezę. Wykonujemy kolejny krok i zaczynamy zapraszać swoich ulubionych zagranicznych artystów. Pierwsze efekty już teraz w postaci Boy8Bita, następne soon to come. Warto powiedzieć tylko, ze nie będziemy jechali prostym kluczem - chcemy zapraszać nie tylko producnetów, ale i bloggerów czy znanych dysk dżkoków, którzy są bardzo fresh i według wszelkiego prawdopodobieństwa zaraz porobią kariery.

A ponadto z bożą pomocą na wiosnę całkiem duża gwiazda. Ale o tym cicho-sza.

Wednesday, October 10, 2007

500

BeHype (czyli paryski magazyn w ktorym ostatnio ukazal sie wywiad z moja skromna osoba) napisal do mnie wiadomosc ze mieli ponad 500 (!!!) sciagniec mojego kawalka w ciagu jednego tygodnia i ze to swietny wynik jak na osiagi ich strony.
Chcialem sie podzielic tym pozytywnym newsem i spadam przerabiac plakat na najblizsza, sobotnia impreze.

Tuesday, October 9, 2007

Boy 8-Bit (The Black Ghosts, BodyClap, London) + Sekta&Kosakot (Sorry, Ghettoblaster) + HungyHungyModels


"SORRY, GHETTOBLASTER" ZAPRASZA NA:

boy8bitposterSG

ZAGRAJA:

BOY 8-BIT (The Black Ghosts, Body Clap, London) (http://www.myspace.com/boy8bit)
SEKTA & KOSAKOT (Sorry, Ghettoblaster)
HUNGRY HUNGRY MODELS

BOY 8-BIT aka Davis Morris rozpoczal na dobre swoja przygode z muzyka taneczna kiedy jego utwor "The Colonel" pojawil sie w 2004 roku na antenie Radio One podczas emisji Essential Mix (autorstwa DJ Touche).
Niedlugo potem Davis dostal pierwsze propozycje wydawnicze; Nakladem wytworni Body Clap Boy 8-Bit wydal swoj pierwszy utwor pt. "Turbo Loader", bedacy oda do Commodore 64, ukochanego komputera z dziecinstwa. W 2005 roku Davis wydaje singiel "Long Jeanne Silver" ktory przez miedzynarodowy IDJ MAGAZINE zostal okreslony jako "niesamowite elektroniczne arcydzielo" a sam Boy 8-Bit umieszczony w dziale "One To Watch" wyszukujacym talenty.
Boy 8-Bit jest takze rezydentem najdluzej trwajacego Londynskiego cyklu imprez o nazwie Body Clap odbywajacego sie w "ultra-trendy" T-Bar a niedawno przeniesionego do najbardziej znanego klubu w miescie czyli The Fabric.
Dzis Boy 8-Bit ma na koncie az 25 remixow dla mn. Lethal Bizzle, Hybrid oraz The Black Ghosts. Jednak najlepsze jeszcze przed nim; Calkiem niedawno Davis dostal kilka propozycji wydawniczych z tak znanych wytworni jak 'Trouble and Bass' (wytwornia Drop The Lime'a), Mad Decent (wytwornia Diplo) oraz z wytworni supergwiazdy sceny dj'skiej Tommiego Sunshine - Xylophone Jones.

Zapraszamy na jego set w ramach imprezy Sorry, Ghettoblaster juz w najblizsza sobote w klubie 55 (PKiN), jeszcze zanim Boy 8-Bit zawojuje parkiety Paryza, Berlina i Nowego Jorku.

PS: Po przestojach na bramce ktore mialy miejsce na poprzednim SG umowilismy sie na spotkanie z szefami 55 i wynegocjowalismy wstep dla wszystkich "od 18 lat". Mamy nadzieje ze to udogodnienie zmniejszy albo wrecz zlikwiduje kolejke przed wejsciem na nasza impreze. Miejcie przy sobie dowody i inne dokumenty, nie przechodzcie na czerwonym swietle i nie zostawiajcie resztek na talerzu. Calujemy, SG.

Friday, September 28, 2007

Crunk



Sorry ze cos malo wstawiam rzeczy ale od przyjazdu do Londynu w kolko cos robie. Raz jest to bieganie w zwiazku z mieszkaniem (po 2 tygodniach ogarniania w koncu, jutro wprowadzam sie do nowego domu) innym razem w zwiazku ze studiami.
Dzisiaj piatek wieczor; Zostalem zaproszony przez znajoma dj'ke na jej impreze w Old Blue Last ale moj wspolokator z ktorym chcialem sie wybrac gdzies polegl; Sam nie pojde wiec w efekcie zostalismy sami w w pustym mieszkaniu: ja, powerbook i DVD "Super size me".

Od juz w sumie dawna prowadze wlasnego, prywatnego bloga. Mial on swoje "aktywne" momenty oraz te w ktorych nic sie nie dzialo (ostatnie kilka miesiecy). Jednak od przyjazdu do nowego miejsca sila rzeczy zaczynam miec w koncu co publikowac wiec wznowilem dzialalnosc. Zapraszam wiec na http://janekdudzik.blogspot.com

Wednesday, September 19, 2007

To o tego Jimmiego chodziło...



Tak dwa tygodnie temu M.I.A. w piosence mówiła o Jimmym. Okazuje się, że to ten gość. Nieźle. Aha, wróciłem. Szybko.

Sunday, September 16, 2007

Nowy wywiad @ www.behype.net

Tym razem Paryski magazyn BeHype przeprowadzil ze mna taki krotki wywiad o inspiracjach i tak dalej. Jak ktos mnie zna to pewnie nic nowego sie nie dowie. Niemniej zapraszam do odwiedzenia. Gratisowo dodajemy przez tydzien do sciagniecia moja mp3. Duzo osob prosilo o kopie; Teraz jest szansa zeby sciagnac BLTMR FCKR za friko.
Zapraszam na www.behype.net.

Sunday, September 9, 2007

Bo zrobiło się tak trochę poważniej...






Więc tak dla wyluzowania. Mike Myers daje rade. Saturday Night Live. Love.

Saturday, September 8, 2007

Co sie dzieje sie?

Dzisiaj wieczorem balanga, ale wcześniej parę słów wyjaśnienia. W ciągu ostatniego roku udało nam się zrobić imprezę na której gramy z wielką frajdą, a wy, mamy nadzieję, z wielką frajdą tańczycie (tak to wyglada zza didżejki w każdym razie). Całość funkcjonowała jako występ duetu Sekta & Kosakot, jednak aby nie znudzić siebie i was, postanowiliśmy rozszerzyć formułę sprowadzając zzagranicy dysk dżoków, których lubimy i cenimy. Efektem tego typu postanowień jest występ Boy 8-Bita (Body Clap, London) 13 października na następnej edycji cyklu. Wygląda jedank na to, że będzie to ostatnie Sorry, Ghetto na jakiś czas.

Otóż Janek wyjeżdza do Londynu by studiować i w założeniu miało być tak, że Tomek ma się zajmować tym co dzieje w Polsce tj. szykować grunt a Janek dogadywac artystow i z nimi przylatywac do Warszawy. Problem polega na tym, że dosyć nieoczekiwanie sytuacja życiowa pozwoliła Tomkowi na skorzystanie z oferty Smirnoffa, która zakłada roczną podróż do okoła świata i pisanie bloga, kręcenie filmów etc. Nie jest to jeszcze zupełnie potwierdzone, ale na tyle pewne, ze zdecydowaliśmy się na ten wpis. Także jeśli się uda, Tomek wyjeżdza we wtorek i wraca dopiero w październiku 2008.

Co więc stanie się z Sorry, Ghettoblaster przez ten czas? Na pewno będziemy cały czas aktywni w internecie, na tym blogu i na majspejsach. Janek będzie grywał w Polsce, najchętniej w towarzystwie zapoznanych w Angli gwiazd. Ku temu stoi tylko jedna przeszkoda - niezbyt zaskakująco są to pieniądze. Aktywnie szukamy więc sponsorów, którzy pozowolą Jankowi robić imprezy w tej formule, w założeniu raz na dwa - trzy miesiące. A za rok planujemy powrócić w chwale.

Bedziemy tęsknić. Będziecie tęsknić.

p.s.

Ciagle ktoś prosi o nasze sety. Proszem. Poniżej cały zestaw z ostatniego roku. Trochę się tego zebrało. Chcesz ściągnąć - "zapisz element docelowy jako".

Kosakot - High School Disco Love
Kosakot - Ostatnia Prywatka Wakacji
Kosakot - Since Last Summer

Sekta - Old to New
Sekta - Booty Bumper
Sekta - Francuski Knight Rider
Sekta - Just Before Leaving

Wednesday, September 5, 2007

Transformers: The Movie (1986)











Transformers: The Movie (1986) sciagnalem sobie ostatniej nocy. W dziecinstwie ogladalem go w kolko. Wywieral na mnie wtedy ogromne wrazenie. Najbardziej szokujace byly dla mnie dwie sceny - otwierajaca oraz ta w ktorej do statku autobotow wdzieraja sie deceptikony i rozstrzeliwuja zaloge (Obie w pierwszym linku youtube). Do dzisiaj niektore sceny robia na mnie wrazenie i jestem zdania ze jest to w sumie dosyc brutalny film. Ktos to ogladal w dziecinstwie?

Ostatni filmik przedstawia reklamowke. Moi rodzice czasami robili mi zakupy w Pewexie i w efekcie mialem jakas tam kolekcje Transformersow ktorych zazdroscilo mi cale podworko. Niektore w niewyjasnionych okolicznosciach znikaly z piaskownicy. Byly wsrod nich moje ulubione ktore mozna bylo zlozyc w male kasety magnetofonowe. Genialne. Widzialem ostatnio ze jakas firma podchwycila ten patent i produkuje identyczne przy czym z wbudowanym playerem mp3.

Bolly M.I.A.



No dla mnie to jest wymiatacz, podobnie jak cały nowy album. Poprzednią płytę po prostu lubiłem, ale jakoś tak się śmiesznie złożyło, że miałem przy niej wypadek samochodowy, a kompakt ciągle grał, nawet po tym jak strzeliły poduszki powietrzne (tutaj pozdrowienia dla kierowcy i współpasażerów). Także lekka trauma i uraz do artystki, szczęśliwie zaleczony jakieś dwa tygodnie temu przez "Jimmy'ego". Aha, nową płytę ("Kala") prawie w całości wyprodukował Switch a.k.a. Solid Groove, a nie Diplo, jak myślą niektórzy. Gościnnie m.in. Timbaland (dla znajomych Timbuś) i Blaqstarr. Comeback Jimmy.

Tuesday, September 4, 2007

Jaś z Cincinnati



Ponieważ Janek pojechał na razie tropem teledyskowo – muzycznym, wyłamie się odrobinkę ze schematu. Słowem wstępu – seriale ostatnio wymiatają jako forma filmowa i do tego wygląda na to, że jeszcze wiele przed nimi. „John From Cincinnati” to moja nowa miłość, którą w TV obejrzeli sobie na razie amerykanie, a do mnie oczywiście przybyła za pośrednictwem eMule'a. Jestem pod koniec pierwszego sezonu w tempie dwa godzinne odcinki dziennie, czyli pełny ciąg. Całość można opisać jako metafizyczny komediodramat, tudzież jako surfingową wersję miasteczka Twin Peaks. Mamy trzy pokolenia surferów – dziadka, ojca i syna. Mitch (dziadek) był legendą, ale pod koniec lat 70. doznał kontuzji która uniemożliwiła mu dalsze starty. Butchie (ojciec) zrewolucjonizował sport w latach 90., ale dał radę puścić wszytko przez nos i żyły. Shaunie (syn) jest wychowywany przez dziadka i babcię, świetnie pływa, ale właściwie nie okazuje emocji. W ten układ niespodziewanie wbija się przybyły nie wiadomo skąd John, który sprawia wrażenie niedorozwiniętego, ale zaczynają się wokół niego dziać cuda. Mitch lewituje, Butchie nie czuje syndromu odstawienia, a zmarła papużka sąsiada zmartwychwstaje. Na drugim planie tych zdarzeń pojawiają się postacie takie jak Linc Stark (Luke 90210 Perry, yeah!), złowrogi surf menago, matka Shauniego, pracująca jako gwiazda porno, babcia która wzięła za dużo kwasów w latach 60., dwójka hawajskich gangsterów i właściciel motelu – gej, zwycięzca loterii, notoryczny samobójca. Ogólnie rzecz biorąc mistrz, od idealnej czołówki którą możecie zobaczyć powyżej, po napisy końcowe. Aha, wieczorem wrzucę jakieś mp3 do ściągnięcia.

Monday, September 3, 2007

ZZT

Oryginal:


Remix:


Jezeli chodzi o klub to raczej remix. Gralem to na ostatnim Sorry, Ghettoblaster jakos chyba stosunkowo wczesnie (24:00?). Nie jest to raczej "taneczny" numer ale jego surowosc bardzo mi sie podoba.

Tak, do wersji zremixowanej nie ma teledysku. Na YouTube jest jeszcze nagranie live ale brzmi slabo i jest za szybkie przez co moim zdaniem numer traci na wartosci.

Jedziemy. YMO.



Japonska prostota, motyw glowny wpada w ucho. Do tego swietne syntezatory. Kosakot sie pewnie ze mna zgodzi.
Wikipedia dla za leniwych na wpisanie w google.

Sunday, September 2, 2007

Przepraszam. Magnetofon Kasetowy.













To nasz blog. Traktujemy go jako kolejny krok oraz naturalne przedłużenie „Sorry, Ghettoblaster”. Pomyslem na nasze imprezy jest miedzy innymi lączenie wielu gatunkow takich jak nu-rave, balitmore, crunk, juke, french electro i bóg-wie-co-jeszcze zmieszanych w dowolnych proporcjach i polaczonych z klasykami muzyki house czy italo. Mamy swiadomosc, że eksplozja tej mieszanki dokonała się w duzej mierze z pomocą blogów, więc i my postanowilismy w końcu dołożyć nasze trzy grosze. Blog wydaje nam się idealną, pozaimprezową formą dzielenia się muzyką i tak zwaną zajawką, cokolwiek miałaby ona oznaczać. Postaramy sie przedstawiać różnego rodzaju informacje, którymi chcielibyśmy się (podobnie jak kawalkami na imprezach) z wami podzielic. Uroczyście przysięgamy regularnie updatetować was wyjątkowo świeżym hot shitem, zdjeciami z naszych imprez, nowymi i starymi kawałkami, linkami do setów i zdjeciami Paris Hilton wypadającej po pijaku z samochodu. Więc uważajcie. I do zobaczenia na „Sorry, Ghettoblaster”.